Gdy przychodzi czas urlopu…
Gdy przychodzi czas urlopu, wakacji, wypoczynku. Samce alfa, a wiec tatusiowie szykują samochody, zamawiają bilety, układają plan podróży. Lwice, opiekunki stada, a wiec mamusie, ogarniają tysiące, jak nie miliony drobnostek, by w tym błogim wakacyjnym lenistwie niczego nie zabrakło. By wszystko było pod ręką. Nic tak bowiem nie denerwuje urlopowicza, jak to, że gdy już się położy i rozkoszuje się bezczynnością to nagle, zabraknie wody, piwa, ulubionej książki, olejku do opalania, a telefon został w pokoju na górze. Na dodatek dzieci zaczęły się kłócić o maskę do nurkowania i teraz trzeba wstać, przynieść, rozdzielić, zaprowadzić spokój. Niczym lew, podnosisz głowę, by ryknąć ostrzegawczo i znów można oddać się błogiemu lenistwu w odrobinie cienia lub w promieniach słonecznych, jak kto woli.
Lecz, gdy już nic nie przeszkadza. Gdy już dzieci zajęły się zabawą. Gdy wszystko jest pod ręką. Wtedy w tym błogim lenistwie człowiek oddaje się czynnościom, na które w codzienności nie ma czasu. Wygina kawałek drutu, wciąga i wyciąga powietrze z butelki po wodzie mineralnej, dziurawi z każdej strony puszkę po piwie, zagląda w ustawienia telefonu, w które nigdy nie zagłada, zamienia zapalniczkę w miotacz iskier… I parę jeszcze innych odkryć dokonuje.
No właśnie. Odkrycie. Nie jedno odkrycie dokonało się w błogim lenistwie, lub z pragnienia błogiego lenistwa; np. spinacz, pralka automatyczna, silnik parowy, pilot do telewizora, liczydło, druk, krajalnica do pomidorów… lista jest długa. Ach, gdzie dziś byłby ten świat, gdyby nie błogie lenistwo. Niech żyją wakacje. Udanego urlopu i nowych odkryć, choćby nikomu nie potrzebnych, jak tylko tobie samemu, tu i teraz w błogim lenistwie.